barkarz barkarz
2310
BLOG

Katastrofa, która ciągle trwa

barkarz barkarz Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

Długo ta sprawa była utrzymywana w tajemnicy, a i teraz nie jest przesadnie nagłaśniana. Problem jest niby powszechnie znany, ciągle jednak szokuje i zaskakuje. Pierwszy raz przeczytałem o tej sprawie w latach 90-siątych w książce „Imperium” Ryszarda Kapuścińskiego. Już wtedy, prawie 30 lat temu problem nabrzmiewał, a Jezioro Aralskie się kurczyło ale nikt go nie ratował. Dawne wielki, słone jezioro znikło, a jego dno zamieniło się w pustynię. Piachy odzyskane, rozciągające się na powierzchni większej niż 50 tysięcy kilometrów kwadratowych. Województwo mazowieckie dla porównania ma 35 tys. km2

Mówi się dużo o Czarnobylu i Fukushimie, a to w porównaniu z katastrofą aralską przecież małe pikusie. Przy Jeziorze Aralskim komuszki zdrowo namieszali ulepszając naturę. Kiedyś do jeziora wlewały swoje wody dwie potężne rzeki: Amu-daria i Syr–daria, każda z nich była dużo większa od Wisły. Zasilały słone jezioro słodką wodą dzięki czemu żyło w nim wiele gatunków ryb, z których połowu i przetwórstwa utrzymywała się ludność całego regionu. Nieomylne władze radzieckie postanowiły jednak skierować wodę z obu rzek na pustynię Kara–kum i Kyzył-kum, żeby nawodnić plantacje bawełny.

Pomysł wydawał się niezły, bo rzeki były naprawdę potężne i chociaż plantacje ostatecznie powstały, koszt ich funkcjonowania jest koszmarny. Wszystko dlatego, że zamiast zbudować prawdziwe kanały, szczelne i kosztowne, które doprowadziłyby wodę z rzek do plantacji, ludzie radzieccy (nie wiem jak ich inaczej nazwać) zwieźli z całego ZSRR setki spychaczy, które wyryły w piaskach pustyni zwykłe rowy. W rezultacie większość wody nie dopływa do plantacji bawełny tylko wsiąka bezproduktywnie e pustynię. Nurty rzek osłabły, a Syr-daria zanikła zupełnie w piaskach. Jezioro Aralskie nie dostawało już zastrzyku słodkiej wody, a parowanie się nie zmniejszyło, zasolenie rosło, a poziom wody opadał. Najpierw wyginęły wszystkie ryby, a potem znikła woda.

Teraz muszą ten pasztet zjeść Kazachowie i Uzbecy. Mają słone wiatry i suche burze roznoszące drobinki soli i toksyczne nawozy osadzone w dawnym jeziorze. Mają popaprany klimat, wysoką umieralność dzieci, choroby płuc, oczu i skóry. Mają przetwórnie ryb i flotę rybacką na piasku, (ciekawe o ile zmniejszyłby się Bałtyk, gdyby woda opadła o 20 metrów). Mają także pozostałości po tajnych radzieckich laboratoriach i składach broni biologicznej na niegdysiejszych wyspach. Oczywiście mają również wspaniały plan zdjęciowy do robienia filmów katastroficznych.

Nie mają natomiast morza, po którym kiedyś pływały ich floty rybackie, ryb, które kiedyś przerabiały ich przetwórnie i związanych z tym przemysłem miejsc pracy. No i nie mają zdrowia, cała okolica jest skażona nawozami i środkami ochrony roślin. Z oczywistych powodów nie ma tam również żadnego ruchu turystycznego, bo kto chciałby dobrowolnie wdychać sól i nawozy?

Teraz każdy może o całej sprawie  poczytać w necie. W wikipedii piszą, że władze radzieckie od początku miały raporty ekologów i wiedziały czym się nawadnianie stepu skończy. Nie piszą jednak jak łatwo było zamknąć ekologowi buzię w Kraju Rad i jak często zamykano tam całych ekologów.

barkarz
O mnie barkarz

nikt ważny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura